Na urlopie rodzicielskim przyszedł taki czas, że trochę już tęskniłam za jakąś pracą, a ponieważ w ciągu dnia nadal zajmowałam się córeczkami, to w grę wchodziły tylko popołudnia (kosztem dzieci) lub nocne dyżury. I wstyd przyznać, ale dopiero wtedy dowiedziałam się o instytucji, jaką jest Nocna i Świąteczna Opieka Zdrowotna (NiŚOZ/NiŚPL/NPL).
Koleżanka już tam dyżurowała i zaproponowała mi, żebym też spróbowała. Początkowo nie chciałam, bo to jednak praca w nocy, a wydawało mi się, że się do tego nie nadaję ale z czasem muszę przyznać, że bardzo tę pracę lubiłam i odpowiadał mi jej nocny tryb, kiedy wiedziałam, że moje dzieci śpią i nie tęsknią.
Cytując stronę Narodowego Funduszu Zdrowia, NPL jest to:
„Nocna i świąteczna opieka zdrowotna to świadczenia w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej udzielane od poniedziałku do piątku w godzinach od 18.00 do 8.00 dnia następnego oraz całodobowo w dni ustawowo wolne od pracy.
W razie nagłego zachorowania lub nagłego pogorszenia stanu zdrowia pacjent może udać się po pomoc do dowolnego punktu nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej, niezależnie od tego, gdzie mieszka, i do którego lekarza/pielęgniarki podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) złożył swoją deklarację.”
A w skrócie – NPL jest dyżurową formą przedłużającą pracę POZ (podstawowej opieki zdrowotnej). Informację o placówkach i numerach telefonów w danym regionie, można znaleźć na stronach NFZ.
Ponieważ sama dowiedziałam się o istnieniu NPL dopiero jak zaczynałam tam pracować, to postanowiłam zapytać jak wiele z Was wie o ich istnieniu. W mojej ankiecie 31% z Was nie wiedziało w ogóle o ich istnieniu (czyli nie byłam jedyna), a 41% zaznaczyło, że nie wie czym różni się Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) od NPL. To drugie pytanie jest nawet istotniejsze. Bo te dwa miejsca różnią się znacząco i celowo są oddzielnymi instytucjami.
Ponownie cytując NFZ:
„Świadczenia w szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR) udzielone są w trybie nagłym pacjentowi znajdującemu się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. Obejmują również świadczenia, które ze względu na stan zdrowia pacjenta wymagają niezwłocznego podjęcia czynności związanych z diagnostyką i leczeniem. Nie mogą być zrealizowane w tym czasie przez świadczeniodawców udzielających świadczeń w innych rodzajach. Gdy to konieczne świadczenia obejmują zapewnienie transportu w celu zachowania ciągłości leczenia.”
Czyli, przykładowo:
3 dniowa gorączka dobrze reagująca na leki, kontrola leczenia zapalenia płuc (czyli rodzic, który prosi tylko o osłuchanie), albo wizyta „bo nie dostaliśmy się do lekarza POZ” – nigdy nie powinny znaleźć się w SOR. Jeśli lekarz w POZ/NPL stwierdzi wskazania do leczenia szpitalnego to Was na SOR wyśle ze skierowaniem. Jednak wielu pacjentów uda się poprowadzić ambulatoryjnie bez potrzeby przyjmowania ich do szpitala.
Każdy jednak kto był kiedyś w SOR z dzieckiem wie, że czas oczekiwania to 6-8h na przyjęcie przez lekarza. Zdecydowana większość pacjentów jednak nie wymaga uwagi lekarza SOR, a jedynie uwagi lekarza. Gdyby tacy pacjenci skierowali się do NPL, to oczekiwanie na przyjęcie w sytuacjach nagłych i zagrażających zdrowiu byłoby zdecydowanie krótsze.
I żeby nie było, że lekarzom w SOR się po prostu nie chce… 6-cio godzinny czas oczekiwania nie oznacza, że lekarz poszedł na 5 h drzemkę, tylko że jest tylu pacjentów którymi ten lekarz musi się zająć. Tak długo, aż skończą się pacjenci w kolejce albo dyżur…
Także w sytuacjach:
„nagłego pogorszenia stanu zdrowia, gdy nie ma objawów sugerujących bezpośrednie zagrożenie życia lub istotny uszczerbek zdrowia, a zastosowane środki domowe lub leki dostępne bez recepty nie przyniosły spodziewanej poprawy;
Oraz gdy zachodzi obawa, że oczekiwanie na otwarcie przychodni może znacząco niekorzystnie wpłynąć na stan zdrowia.” Zgłaszamy się w pierwszej kolejności do NPL.
Pediatra w NPL
Nie ma obowiązku, aby w każdym NPL był lekarz wyłącznie do dzieci. W obu miejscach, w których ja pracowałam był na dyżurze zarówno pediatra/rezydent pediatrii oraz 1-2 lekarzy dla dorosłych. Z tego co rodzice pacjentów mi przekazywali to kolejka w NPL, mimo że bywa długa, jest nadal znacznie krótsza niż ta w SOR.
Jako lekarz lubiłam tę pracę, bo w przeciwieństwie do POZ nie miałam ograniczeń czasowych na pacjenta. Fakt, że jak za dużo czasu spędzałam z każdym, to potem szłam spać o 4:00, ale zawsze jest to pewien komfort, że mogę rodzicom wszystko na spokojnie wytłumaczyć, a pacjenta w całości zbadać.
To za czym nie przepadałam to wyjazdy w środku nocy do pacjenta. Przez telefon nie jestem w stanie ocenić tego czy rodzice z pacjentem faktycznie nie są w stanie przyjechać i czy są realne wskazania do domowej wizyty. Z przykrością stwierdzam też, że rodzice wiedzą co powiedzieć, żeby sytuacja wyglądała gorzej niż jest w rzeczywistości.
Raz miałam takie wezwanie – mama zgłosiła się telefonicznie ok. 20:00, czas oczekiwania na transport to ok. 4 h (w miejscu, w którym pracowałam był jeden pan kierowca na kilka NPL w okolicy), po 4 h pan kierowca zabrał drugiego lekarza – internistę, który miał również zgłoszenie gdzieś bliżej, a po mnie miał wrócić. Do pacjentki dotarłam ok. 2:00 w nocy. Już w trasie kierowca się ze mną zakładał czy wezwanie będzie uzasadnione czy nie. Ostatecznie po przyjeździe okazało się, że 16-letnia pacjentka oglądała telewizję, w badaniu miała miernie nasiloną infekcję wirusową, a mama ostatecznie się przyznała, że następnego dnia na pewno nie dostałaby się do lekarza POZ, dlatego podkoloryzowała objawy podczas telefonicznego zgłoszenia. Kończąc ten wątek napiszę tylko tyle: szanujmy się nawzajem.
Problemy zdrowotne z jakimi zgłaszają się rodzice do lekarza są różne i zależą od pory roku, jednak na pierwszym miejscu w częstości zgłoszeń jest gorączka. Standardowy przypadek z NPL to podwyższona temperatura do 38,5-39stC od 1-3 dni ze „słabą reakcją na leki p/gorączkowe”.
Po pogłębieniu wywiadu okazywało się, że rodzice nie wiedzieli, że można podawać paracetamol z ibuprofenem „na zakładkę”, albo że dawki leków nie zostały dobrane do masy ciała dziecka tylko zgodnie z widełkami na opakowaniu (w zdecydowanej większości przypadków były to dawki za niskie, dlatego lek mógł być nieskuteczny). W badaniu zwykle były cechy infekcji wirusowej, niewymagającej antybiotyku, natomiast wymagające ode mnie rozpisania prawidłowego dawkowania leków, poinformowania o fizykalnych metodach obniżania gorączki.
Dlatego moje życie znacząco ułatwili Alicja i Kuba tworząc kalkulator objętości syropu przeciwgorączkowego, bo zamiast kartki zaleceń zostawiałam adres do bloga.
Osobiście traktowałam NPL jako przedłużenie pracy POZ, czyli pierwszy przystanek przed wycieczką na SOR. NPL to takie sito, które ma za zadanie oddzielić dzieci realnie wymagające szpitala, od tych które mogą spokojnie leczyć się w domu i przyjeżdżać na kontrole ambulatoryjnie. Świadomość tego jest o tyle istotna, że SORy są zdecydowanie przeciążone pracą, której nie powinny musieć wykonywać, bo jest ona w zakresie pracy POZ/NPL. Przeciążenie SOR skutkuje tym, że osoby z prawdziwym zagrożeniem zdrowia/życia czekając w kolejce katarów i kaszelków mogą się znacząco pogorszyć w kolejce lub w najgorszym wyjątkowo skrajnym przypadku – nie doczekać.
Autor artykułu – lek. Monika Milczarek – profil na Instagramie @pediatric_mama