Wszystko zaczęło się w 1999 roku, kiedy to brytyjski lekarz Andrew Wakefield opublikował opis serii 12 przypadków dzieci, u których rzekomo szczepienie przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR) wywołało szczególny rodzaj autyzmu powiązany z zaburzeniami przewodu pokarmowego.
Problem polega na tym, że choć Wakefieldowi udowodniono fałszerstwo naukowe, zarzucono opłacanie przez firmy prawnicze walczące o odszkodowania od firm farmaceutycznych oraz pozbawiono go prawa wykonywania zawodu, a od tego czasu przeprowadzono i opublikowano setki badań na populacji przekraczającej milion dzieci, które pokazują, że związek pomiędzy szczepionkami a autyzmem nie istnieje, to ziarno nieprawdy zostało zasiane i zbiera swoje plony do dziś.
I nawet fakt, że od 20 lat świadomość autyzmu u dzieci i jego natury znacząco wzrosła, wiemy, że już nawet w łonie matki mózgi dzieci, które w przyszłości będą miały zaburzenia ze spektrum autyzmu wykazują pewne odmienności, nie jest wystarczający do tego, żeby ten mit nie był powtarzany.
Tymczasem mamy twarde dowody, bo w tej chwili pochodzące już nie tylko z badań retrospektywnych, ale wysokich jakościowo badań prospektywnych, na to, że ekspozycja na szczepienia absolutnie nie zwiększa ryzyka rozpoznania autyzmu u dzieci.
Chcecie więcej? Załączamy Wam całą listę dowodów naukowych: