Przyznam szczerze, że Nicola trochę mnie zaskoczyła, gdy zapytała, czy stworzę własną listę wyprawkową na bloga. W tematach dziecięcych wypowiadam się dość rzadko, bo żaden ze mnie ekspert, ale może fakt bycia mamą dwóch dziewczynek sprawi, że moja lista nie będzie taka najgorsza.
Analizując wyprawkę dziewczynek, przed napisaniem tego artykułu pierwsze, co przyszło mi na myśl, to mem zamieszczony u Kamila Nowaka (blogOJCIEC) z listą rzeczy niezbędnych przy dziecku. Przy pierwszym całe mnóstwo, przy drugim połowa, a przy trzecim wakacje na Bora Bora bez dzieci, wazektomia i terapeuta😊.
Trzeciego dziecka jeszcze nie planuję, ale rzeczywiście tych wszystkich rzeczy „must have” przy drugim dziecku było już jakoś mniej i może też bardziej krytycznym okiem patrzyłam na wszystkie gadżety dziecięce. Okresy niemowlęce dziewczynek różniły się znacznie. Starsza – Hania – urodziła się kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Warszawie w 50. metrowym mieszkaniu, gdzie tak naprawdę trzeba było się nieźle nagimnastykować, by upchnąć wszystkie wanienki, łóżeczka, przewijaki, itp. Młodsza – Ewa – urodziła się już po przeprowadzce na przedmieścia, od początku miała swój pokój, a my znacznie więcej miejsca do wykorzystania. Tak więc przed Wami moja lista doświadczonej matki dwójki dzieci.
Spanie
Rożek (2 sztuki) – ja rożki bardzo lubię, używałam przy obydwu córkach, gdzieś do ukończenia 2. miesiąca. Moje dziewczynki w rożku się uspokajały, obie też wolały być bardziej w nim ściśnięte. Przy pierwszej córce, w pierwszych dniach w domu, kiedy była taka maleńka czułam się też pewniej, nosząc ją w rożku.
Śpiworek (na początek 2 sztuki) – w zależności od pory roku dostępne są śpiworki cieńsze letnie i cieplutkie zimowe. Zazwyczaj są w podwójnych rozmiarach więc spokojnie służą kilka miesięcy. Starsza w śpiworku spała dość długo. Młodsza, około roku, zaczęła się totalnie buntować na przykryte stópki. O śpiworku nie było mowy, wszystkie kocyki też z siebie zrzucała. Przez moment próbowałam pajaców polarowych, którym odcinałam stopy (tak to była już desperacja). I nawet jeśli to reklama to muszę tu o tym napisać, bo naszym wybawcą okazał się śpiworek zaprojektowany przez Gosię, bratową Nicoli. Jej śpiworki to Hopalahop, mają oddzielnie uszyte nóżki, jak w pajacach. Na stópki są długie ścigacze, które w zależności od preferencji możemy podwijać lub naciągać. Od teraz Ewci jest ciepło i śpi spokojnie, bo ma odkryte stopy :-).
Kosz Mojżesza – idealne miejsce na sen, odkładanie w ciągu dnia, bezpieczne przenoszenie maluszka. Do materacyka w koszu trzeba dokupić kilka sztuk prześcieradeł z gumką.
Łóżeczko – na tym polu odniosłam już dwukrotną rodzicielską porażkę. Żadne z moich dzieci nie spało całej nocy w łóżeczku. Owszem zasypiały u siebie, ale z upływem miesięcy coraz mniej chętnie po karmieniu tam wracały.
Lampka dająca delikatne światło – w nocy, kiedy wstajesz do dziecka, przyda się odrobina światła. Ja miałam taki mały świetlik, wpinany do kontaktu, który palił się całą noc.
Czego mi zabrakło – łóżeczka dostawnego – gdy będę mieć kiedyś 3 dziecko to będzie to mój pierwszy zakup wyprawkowy!
Pielęgnacja i kąpiel
Przewijak – przy starszej z powodu braku miejsca do łóżeczka mieliśmy nakładkę/przewijak drewniany, mocowaną na szczebelki, na którą kładłam docelowy przewijak piankowy z usztywnieniem. Do przewijaka też kupujemy prześcieradełka z gumką, w ilości minimum 4, bo łatwo się brudzi. Pod przewijakiem miałam materiałową „szafkę” na pieluchy i akcesoria do pielęgnacji.
Przy młodszej zainwestowałam w sprzęt z IKEA – mianowicie komodę z przewijakiem Hensvig, o której marzyłam przy pierwszej, ale nie miałam na nią miejsca. Do tego wszystkie białe pojemniki i kosz na pieluchy również z IKEA.
Tłusta maść do pupy – od zawsze używam Linomag zielony.
Krem na odparzenia – dziewczynki bardzo rzadko miały zaczerwienioną pupę, używałam kremu na odparzenia marki Hipp.
Chusteczki bawełniane suche (2 paczki) – do mycia pupy w ciągu dnia zamiast chusteczek nawilżonych, lub do wycierania buzi po myciu.
Chusteczki nawilżone (2 paczki) – na podróż, nagłe wypadki. Ja jestem wierna Babydream (różowe lub zielone) z Rossmana.
Pieluchy jednorazowe – 1 paczka w rozmiarze newborn z zupełności wystarczy, a dla dzieci z wyższą masą urodzeniową można od razu korzystać z kolejnego rozmiaru. Które konkretnie? Każda mama ma swoje typy. Ja nigdy nie używałam pampersów, zawsze było z nimi coś nie tak. Preferuję pieluchy z dyskontów.
Pieluchy tetrowe (10 sztuk )/pieluchy flanelowe (5 sztuk) – jako ulewajaki, do położenia u dziadków na kanapie, na wizytę w przychodni.
Otulacze tetrowe (3 sztuki) – do przykrycia, jako letni kocyk. Częściej używałam tych dużych tetr, niż małych.
Podkłady do przewijania (1 paczka) – dobre w podróży, ale też do położenia na przewijak, jeśli nasze dziecko jej szczególnym obsikańcem, czytaj- pierwsze co robi po zdjęciu pieluszki to obsikuje wszystko wokół.
Wanienka do kąpieli – do około 8 miesiąca korzystałam z tzw. komody kąpielowej. Co było o tyle wygodne, że miałam w niej od razu przegródki na wszystkie akcesoria, a po przykryciu, przewijak. Kiedy dziewczynki stały się bardziej samodzielne w kąpieli (czyli siedzące), zmieniałam komodę na wanienkę z IKEA (bezpieczna, bo dno jest w gumkach antypoślizgowych).
Ręczniki kąpielowe (2 sztuki) – pamiętaj, że ręcznik, by był chłonny, trzeba wyprać kilka razy przez użyciem.
Miseczki na wodę – najlepiej plastikowe, by w razie upadku w łazience nie zbiły się.
Płyn do kąpieli – im prostszy skład tym lepszy. Przy starszej byłam zadowolona z Rossmanowego Babydream. Młodsza ma skórę atopową, dlatego kąpana jest w emoliencie i po kąpieli smarowana również emolientem.
Płatki prostokątne do przemywania twarzy (1 paczka) – buzię niemowlaka zawsze myjemy oddzielnie, najlepiej przegotowaną woda z miseczki, korzystając z płatków kosmetycznych.
Patyczki do uszu – ale nie używałam do uszu tylko do pielęgnacji pępka.
Nożyczki do paznokci z zaokrągloną krawędzią – małe paznokietki rosną w błyskawicznym tempie!
Szczotka do włosków – nie służy raczej do czesania, małe dzieci po prostu bardzo lubią masaż główki, więc warto wprowadzić codzienny rytuał czesania włosków po kąpieli!
Sól fizjologiczna w ampułkach 5 ml (20 sztuk) – do przemywania oczek, do zakraplania do noska.
Gaziki niejałowe – do mycia solą fizjologiczną oczek, do przemywania dziąseł.
Aspirator do nosa – o ile kiedyś przerażał mnie aspirator wsadzany do odkurzacza, tak teraz bardzo go lubię. Uważam nawet, że jest delikatniejszy, niż ten klasyczny do ust. Z kolei ten do ust jest praktyczniejszy, bo możesz wyciągnąć wydzielinę z nosa w każdym momencie. Posiadam oba, regularnie korzystam.
Co mi się nie przydało – termometr do wody. Najlepszym termometrem jest Twój własny łokieć, jeśli jemu jest przyjemnie w wodzie, to dziecku też będzie. Wszędzie w listach wyprawkowych pojawia się oliwka, nie wiem skąd taki pomysł, ale moim zdaniem to chyba najszybszy sposób, by popsuć dziecku skórę.
Jedzenie
Laktator – często mamy mają dylemat, czy kupować laktator, czy nie. Swój pierwszy poród miałam przez cesarskie cięcie, więc do rozkręcenia laktacji dość dużo korzystałam z laktatora. Potem używałam go tylko sporadycznie, np. gdy chciałam zgromadzić mleko na czas mojej nieobecności. Drugi poród był siłami natury, z laktacją nie miałam żadnych problemów, więc z laktatora nie korzystałam w ogóle. Zresztą Ewcia była wyjątkowym cyckozwisem.
Nigdy nie używałam woreczków do mrożenia, zawsze mleka starczało mi tylko na bieżące potrzeby moich dzieci, a żeby naprodukować na zapas już nie.
Butelki (3 sztuki) – w zupełności wystarczą do podania odciągniętego mleka lub mleka modyfikowanego.
Podgrzewacz do butelek/słoiczków – jeśli karmisz wyłącznie piersią to do momentu rozszerzania diety raczej się nie przyda. Potem też można wszystko podgrzać w garnku więc może nie jest to rzecz niezbędna. Ja miałam i korzystałam więc polecam.
Smoczek 2 sztuki – moje obydwie zupełnie niesmoczkowe, więc nie korzystały, ale nigdy nie wiesz, jakie preferencje będzie mieć Twoje dzieciątko!
Sterylizator – miałam najprostszy do mikrofalówki. Teraz dostępne są takie super parowe i piętrowe, ale że z butelek i wszystkich akcesoriów do karmienia praktycznie przy młodszej nie korzystałam, więc bardziej „wypasionego” modelu nie kupowałam.
Mleko modyfikowane – awaryjnie 1 puszkę według mnie warto mieć. Są też do kupienia pojedyncze saszetki, służące do przygotowania 1 porcji. To też dobra opcja na sytuacje awaryjne, różne są losowe sytuacje. Starszą córkę do 3 miesiąca czasem dokarmiałam, młodszej nie, była karmiona wyłącznie piersią.
Przy karmieniu przypomnę byście pamiętały o sobie – 3 wygodne i dobrze podtrzymujące piersi staniki do karmienia to podstawa. Warto też mieć na stanie maść na brodawki!
Ubranka
Tu nie będę rozpisywać się, ile sztuk i czego. Ma być tyle, by Ci starczyło na swobodne przebieranie dziecka przez kilka dni, a nie włączenie pralki codziennie a potem prasowanie, bo czegoś brakuje.
Kupując ubranka, zwróć koniecznie uwagę na skład. Ma to być 100% bawełny. Często producenci dodają kilka procent syntetyku do materiału, co czyni takiego bodziaka chyba tańszym, ale niezdatnym do użycia przy maluszku. Czytajcie skład na metce. 100 % bawełny bierzemy, nawet mały procent domieszki nie bierzemy!
Ubranka dostosowujemy do pory roku. Kiedy jest ciepło na zewnątrz, to spokojnie możesz ubrać niemowlę w samego bodziaka, nie musi mieć spodenek, skarpetek i czapeczki😉.
Czego nie używałam? Niedrapek- wolność rączek musi być! Nie używałam też wszystkich kolorowych opasek, wymyślnych bucików dla niemowlaka itp.
Spacer
Wózek ma być wygodny dla Ciebie i dla dziecka. Na spacery będziesz chodzić codziennie więc nie kupuj największej możliwej gondoli na największym stelażu, bo Cię ten wózek po prostu zamęczy. Ja ten błąd zrobiłam przy pierwsze córce. Kupiliśmy wózek 3 w 1, z dużą gondolą, dużymi pompowanymi kołami, metalowym stelażem – owszem – dla Hani był wygodny, przeszłam z nim pół Warszawy, ale był ciężki i okropny do składania i transportu samochodem. Spacerówka do tego wózka była taka sobie, a fotelik nie doczekał już ponownego użycia przy drugim dziecku.
Przy młodszej wykorzystałam gondolę po starszej, ale też moje spacery ograniczały się do wystawienia dziecka do przydomowego ogródka, więc już jego ciężkość i trudności w manewrowaniu nie były istotne. Gdy wyrosła z gondolki, kupiłam wymarzoną, lekką spacerówkę😉. Nie mówię tu, że nie istnieją fajne wózki 2 lub 3 w 1, owszem są takie, ale zazwyczaj bardzo drogie.
Moskitiera – ponieważ mam chyba owadofobię (a fachowo ma to nawet nazwę – entomofobia), ale nie taką, że coś mnie ugryzie, tylko że ugryzie moje śpiące dziecko. A kiedy się mieszka w lesie to ciągle coś lata – szerszenie, osy, wielkie muchy, gzy. A kiedy to całe dziadostwo pójdzie spać to wyłażą meszki i komary. Ewcia urodziła się w lipcu, dlatego całe lato spędziłyśmy na zewnątrz. Zawsze gdy spała, zakładałam na wózek moskitierę, by chronić ją przed owadami. I robię tak do teraz (oczywiście zimą nie). Gdy zaśnie w wózku i chcę, by pospała na świeżym powietrzu, zawsze zakładam moskitierę.
Nosidło ergonomiczne – korzystałam na wakacjach i kryzysowych sytuacjach moich dzieci, czyli ząbkowanie i inne nieszczęścia, podczas których nie schodziły z rąk. Chustomamą nie udało mi się nigdy zostać, jakoś chyba nie miałam cierpliwości do tego motania. Ale w tym temacie guru jest Alicja i myślę, że w swojej wyprawce troszkę Wam o tym napisze.
Fajną rzeczą jeszcze, którą miałam przy młodszej i bardzo polecam to śpiworek do fotelika samochodowego. Idealna opcja na bezpieczne przewożenie maluszka w chłodne dni.