Gadżety dla kobiet w ciąży – czy na pewno wszystkie są potrzebne?

W tym artykule pod lupę bierzemy kilka gadżetów dedykowanych kobietom w ciąży i odpowiadamy na pytanie – czy na pewno są one niezbędne w domowych warunkach?

Od dłuższego czasu zbieram się, aby napisać Wam post o kilku „rzeczach” dla kobiet w ciąży – bez których uwaga! urodzicie zdrowe dziecko. Są to rzeczy, bez których zdecydowanie możecie żyć. Co wcale nie znaczy, że uważam wszystkie za bezsensowne.
To jest mniej więcej jak z różnymi urządzeniami w kuchni. Wiadomo, że bez frytkownicy da się zrobić frytki, wystarczy mieć zwykły rondelek. Wiadomo także, że do zrobienia idealnej zupy krem nie jest Wam potrzebny Thermomix. Ale i znajdziecie masę kobiet, które bez frytkownicy, Thermomixa czy innego kuchennego urządzenia (o którym ja być może nawet nie mam pojęcia) nie wyobrażają sobie „życia”.
Podobnie będzie z „gadżetami”, o których Wam dziś napiszę. Nie namawiam Was do kupienia żadnego z nich, ale… czy odradzam? Raczej też nie. Napiszę Wam po prostu moje subiektywne zdanie, jako kobiety i lekarza: czy uważam je za trafny czy zbędny wydatek.

Domowy detektor tętna

Domowy detektor tętna, czyli to co my lekarze nazywamy „Udetką” – nazwa pochodzi od UDT – ultrasonograficzny detektor tętna i jest to urządzenie, bez którego do niedawna nie mógłby funkcjonować żaden gabinet ginekologiczno-położniczy na świecie.

Dziś Udetki używam niezwykle rzadko, bo mam USG w gabinecie. Więc zamiast „na ślepo” szukać tętna – wolę sobie te kilka sekund podejrzeć tętno płodu za pomocą USG. Ja tak robię, pewnie wiele lekarzy również – ale jak nie mam USG w gabinecie, to oczywiście biorę w rękę, to jakby nie było, niezwykle poręczne urządzenie wielkości mniej więcej telefonu komórkowego i słucham tętna „po staremu”.
Detektory tętna są niezbędne w przychodniach i szpitalach – to bez dwóch zdań. A czy są Wam potrzebne w domu? Moim i wielu moich kolegów zdaniem nie. Tętno płodu u przeciętnej kobiety w ciąży można wysłuchać za pomocą Udetki – około 16.-18. tygodnia ciąży. Wcześniej można je „złapać”, ale jeżeli się nie uda, to się tym nie przyjmujemy.
Prawda jest taka, że około 20.-21. tygodnia ciąży kobiety przestają słuchać tętna płodu w domu, bo czują ruchy!

Więc urządzenie to jest używane przez pacjentki właśnie najczęściej między 16.-21. tygodniem. Jest to okres ciąży, gdy płód jest jeszcze na tyle niedojrzały, że nie ma szans go uratować – także nawet potencjalne wysłuchanie zaburzeń tętna płodu nie zmienia nic w postępowaniu. Może jedynie kobietę wprowadzić w ogromny stres.
Poza tym znalezienie tętna płodu niejednokrotnie jest bardzo trudne – nawet dla lekarza – a co się dzieje jak kobieta nie wysłucha tętna w domu? Panika. Takich panikujących pacjentek po nie wysłuchaniu tętna Udetką w domu pamiętam z Izby Przyjęć bardzo wiele.
Natomiast, słuchanie tętna w późnym trzecim trymestrze jest dużo bardziej skomplikowaną sprawą i tak naprawdę najistotniejsza jest dla nas zmienność tętna, potrzebny jest zapis tej zmienności, aby móc to rzeczywiście ocenić. Jednostajne tętno 140/min przez kilkanaście minut wcale nie jest dobre. A mało który „przeciętny człowiek” o tym wie.
Więc moje podsumowanie – nie widzę korzyści medycznych z posiadania Udetki w domu, ale czy szkodzi. Nie szkodzi. Wasz wybór.

Domowe KTG

Od kilku lat na rynku pojawia się coraz więcej firm, które oferują aparaty KTG do zakupu lub wynajmu na czas ciąży do domu. Temat jest niezwykle trudny i postaram się Wam to rozjaśnić. Zanim Wam przedstawię moją opinię muszę najpierw pokrótce opowiedzieć o tym czym jest KTG. Wiele z Was pewnie wie – „ach to takie badanie, które się robi pod koniec ciąży, aby ocenić bicie serca dziecka”. No i jeżeli tak myślicie to nie macie racji.
Kardio(serce)Toko(skurcze)Graficzna(zapis) służy do oceny dobrostanu płodu na podstawie obserwacji zmienności pracy serca nienarodzonego dziecka – względem aktywności skurczonej macicy (lub jej braku). Ocena zapisu KTG jest na tyle skomplikowana, że musi jej dokonać położna lub lekarz.
W prawidłowym zapisie KTG musi się pojawić określona ilość przyspieszeń tętna, nie powinno być spadków tętna, a skurcze mają prawo się pojawić, ale nie muszą aż do końca ciąży, czyli samego porodu.
Bardzo istotne jest też zrozumienie i ocena, jak zmienia się tętno płodu pod wpływem skurczów.
Podczas zapisu KTG niezwykle istotne jest, aby obie „peloty”, czyli te czujniki, które się za pomocą gumowych pasów przyczepia do brzucha, były prawidłowo założone. Źle założone peloty mogą zafałszować wynik. Jeżeli zafałszują tak, że będzie „fałszywy alarm” – to jak to się mówi pół biedy – najwyżej pacjentka po takim domowym zapisie pojedzie do szpitala i tam to będzie zweryfikowane. Dużo gorzej jak wynik będzie fałszywie dobry…

KTG w ciąży fizjologicznej, czyli przebiegającej zupełnie prawidłowo, wskazane jest u kobiety dopiero w terminie porodu, nie ma konieczności wykonywać go wcześniej.

W ciąży powikłanej KTG będziemy wykonywać już kilka tygodni wcześniej. Np. w cukrzycy ciążowej od 36 tygodnia. W hipotrofii płodu nawet jeszcze wcześniej.
Istotą wykonania KTG jest to, że jeżeli wynik jest nieprawidłowy – trzeba „coś z tym zrobić” – trzeba wykonać kolejne badania, a czasami trzeba od razu zakończyć ciążę – wykonać pilne cesarskie cięcie.
Moim osobistym zdaniem u pacjentki wysokiego ryzyka – wykonanie KTG w domu jest nieco bez sensu. Także jedyny sens jaki widzę to wykonywanie takich badań u kobiet niskiego ryzyka, które czują ogromny niepokój, a te domowe badania KTG dają im spokój ducha i przez to spokojniejszy przebieg ciąży.
Jeżeli zdecydujecie się na domowe KTG – to chciałabym Was uczulić tylko na jedną rzecz – koniecznie wybierzcie aparat, który zapis KTG automatycznie drogą telemedycyny przesyła do oceny lekarza – inaczej robienie takiego zapisu w domu naprawdę jest bezcelowe.

Bo uwierzcie mi lub nie – jeżeli nie jesteście lekarzem lub położną to nie będziecie w stanie interpretować tego zapisu.

Poduszka „Banan” do spania

Przyznam się Wam, że jest to mój ulubiony „gadżet” dla kobiet w ciąży. Nie dość, że sama z zamiłowaniem spałam już od bodajże 10. tygodnia ciąży z tą poduszką – to kupiłam ją w prezencie prawie każdej mojej koleżance, jak tylko nadarzyła się okazja.

Kobietom w ciąży – zazwyczaj najwygodniej się śpi na boku (pamiętajcie, że według obecnej wiedzy medycznej możecie spać zarówno na prawym jak i na lewym boku) z nogą lekko uniesioną – fachowo ortopedycznie mówiąc w pozycji odwiedzonej. Dokładnie taką pozycję umożliwia spanie z „bananem”.

Oczywiście, że można spać po prostu z poduszką miedzy nogami. Ale prawda jest taka, że gdzieś w środku nocy taka zwykła poduszka Wam się zagubi pod kołdrą – a banan przez swój kształt bez Waszej pomocy nie zmieni pozycji.
Poza tym poduszka banan – jest gadżetem, który również (może nawet bardziej) przyda Wam się już po porodzie. Sprawdza się świetnie jako poduszka do karmienia, ułożony otaczając pas kobiety karmiącej. Sprawdza się też świetnie jako taki kokon ochronny dla dziecka.
Pamiętam, że Rogera w pierwszych miesiącach bardzo często kładłam na kanapie – otoczonego właśnie moim ciążowym bananem.

Nakładki na pas bezpieczeństwa

Zapinanie pasów bezpieczeństwa w ciąży jest niezmiernie istotne. Nie dajcie sobie wmówić, że będąc w ciąży nie musicie zapinać pasów, a że przy hamowaniu pasy zagrażają ciąży. Jeżeli nie zapniecie pasów bezpieczeństwa i dojdzie do nagłego hamowania, to zagraża to nie tylko Waszej ciąży – ale Waszemu życiu.
Przyznam się, że nie miałam nakładki na pas bezpieczeństwa, w obu ciążach nie miałam dużych brzuchów – więc nie sprawiało mi to problemu zapiąć się klasycznym pasem, opierając dolny element pasa o talerze biodrowe pod brzuchem. Jednak – powiem Wam, że teraz jakbym była w ciąży, to raczej bym sobie go zakupiła – nie jest to duży koszt, a jednak zwiększa bezpieczeństwo matki i dziecka.
Na rynku jest wiele marek tych produktów, nie mam pojęcia, który jest najlepszy – więc nie chcę Wam w ciemno żadnego polecać. Ale ogólnie sam pomysł, aby kobieta w ciąży miała specjalny pas w samochodzie uważam za słuszny, w szczególności dlatego, że tym bardziej będzie motywowana, aby zawsze podczas jazdy mieć pasy zapięte.

Baloniki rozszerzające kanał rodny

Znam przynajmniej dwa takie urządzenia – być może jest ich nawet więcej na naszym rynku. Zasadniczo są to gumowe baloniki, których obwód można zwiększać. Idea jest taka, aby zwiększyć podatność ścian pochwy i krocza, zwiększyć siłę mięśni oraz… nauczyć kobietę wypierania tego balonika. Balonik ma zapobiegać pęknięciom krocza lub konieczności jego nacięcia.
Wydają się zasadne – osobiście miałam tylko dwie pacjentki, którym prowadziłam ciążę i same z siebie zdecydowały się na korzystanie z tego rodzaju baloników w drugiej połowie trzeciego trymestru.
Jedna z nich rzeczywiście urodziła bardzo szybko i bez obrażeń – urodziła córeczkę która ważyła 2700 g, także trudno ocenić czy balonik miał wpływ na przebieg porodu. Druga z nich miała cięcie cesarskie z powodu objawów zagrożenia płodu w trakcie porodu. Urodziła zdrową córeczkę, jak dobrze pamiętam 3500 g.
Nietrudno Wam zatem się domyślić, że moje doświadczenia z tym urządzeniem u moich pacjentek są niewystarczające – aby Wam doradzać. Postanowiłam więc, w temacie balonika podpytać moich kolegów – przynajmniej połowa powiedziała „nie wiedziałem, że coś takiego istnieje”. Co już daje do myślenia, że nie jest to urządzenie niezbędne, bo wtedy każdy lekarz by o nim wiedział.
Druga połowa miała podobne odczucia jak ja, że nie jest pewna czy to działa.
A jedna lekarka powiedziała mi bardzo fajną rzecz: „Nie wierzę, by to rzeczywiście zapobiegało pęknięciom i nacięciom, bo na to ogromny wpływ ma rozmiar dziecka, ale wierzę, że to urządzenie może kobiety nauczyć parcia, a bardzo wiele kobiet przeć nie potrafi.” To są takie nasze rozmowy z pokoju lekarskiego… nie są to żadne fakty naukowe.
Zatem doszłam do wniosku, że do faktów naukowych trzeba zasięgnąć, aby napisać Wam możliwie obiektywną opinię na ten temat. W PubMed znalazłam dosłownie dwie prace na temat „vaginal dilators” i „preventing perineal trauma” – jedno z czeskiego czasopisma ginekologicznego, drugie z czasopisma z Singapuru.
Obie prace stwierdziły, że tego typu baloniki, rzeczywiście zapobiegają urazom krocza. Niestety nie znalazłam informacji – czy te badania były rzetelnie przeprowadzone i nie były wykonane przez firmy, które te baloniki produkują. Nie węszę tu spisku – tylko jestem z Wami szczera, że nie wiem, z jakich kosztów pokryte były te badania.
Przeszukując w tym temacie PubMed znalazłam jednak rewelacyjną pracę o podobnej tematyce – mianowicie o zapobieganiu urazom okołoporodowym poprzez masaż krocza. Praca Cochrane Review – moi stali czytelnicy wiedzą, że uwielbiam Cochrane Review i uważam tę instytucję za najbardziej obiektywną. Według tej metaanalizy – masaż krocza zarówno wykonany podczas ciąży jak i w trakcie porodu – zapobiega urazom okołoporodowym.
Czy odradzam Wam te baloniki? Nie. Czy jakoś bardzo zachęcam, też nie. Obecnie wiedza na ich temat nie jest taka stuprocentowa. Jedno jednak pamiętajcie – wszelkie urządzenia używane w okolicach intymnych muszą po użytku być dokładnie umyte i wysuszone – aby nie zwiększały ryzyka infekcji intymnych.

Żel do porodu

Rodziłam z żelem do porodu… ale był to zupełny przypadek. Sama bym sobie pewnie tego żelu nie kupiła. Złożyło się jednak tak, że moja przyjaciółka, z którą chodziłam równolegle w ciąży, urodziła kilka tygodnie wcześniej – ze względu na brak postępu porodu – nie rozwieranie się szyjki macicy miała wykonane cesarskie cięcie – i nie używała swojego wykupionego wcześniej specjalnego żelu do porodu. Dała mi go „żeby się nie zmarnował”.
Ja dałam go położnej podczas porodu – czy u mnie pomogło? Żel ma zmniejszyć ryzyko obrażeń kanału rodnego, zmniejszyć częstość konieczności nacięcia krocza oraz skrócić tak zwany drugi okres porodu, czyli czas od pełnego rozwarcia do urodzenia się dzieciątka.
Krocze musiałam mieć nacięte, a drugi okres trwał u mnie prawie 2 h – długo. Jednak jak to zazwyczaj się mówi – wyjątek potwierdza regułę. Ponieważ zarówno badania naukowe jak i wytyczne Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników z 2011 roku wyraźnie podkreślają korzyści ze stosowania tak zwanych „środków poślizgowych” podczas porodu.
Co więcej, stosowanie chociażby oliwy z oliwek jako nawilżenia śródporodowego było uznaną metodą od czasów starożytnych. Pytanie pozostaje tylko czy powinniśmy stosować specjalny żel do porodu za większą kwotę czy może wystarczy zastosować żel z lignokainą za kilka złotych dostępny w każdym szpitalu? Na to pytanie Wam nie odpowiem. Bo nie ma badania, przynajmniej ja takiego nie znalazłam, które by te dwie substancje porównywało.
Godzinę temu spytałam Was na moim instastory @mamaginekolog.medycznie czy jeszcze o jakimś gadżecie „zapomniałam”.
Dostałam kilkanaście odpowiedzi zanim napisałam to zdanie:

  • Jedno było o pas „podtrzymujący brzuch” – przyznam się, że nie mam na temat tego gadżetu zdania. Jak komuś z Was w nim wygodnie to czemu nie. Medycznych przeciwskazań nie widzę – ale wskazań też nie znam.
  • A reszta z Was napisała – „najlepszy gadżet to segregator dla ciężarnych, który stworzyłaś” lub „przypinka jestem w ciąży”. Jest mi ogromnie miło, że tak do mnie piszecie. Ale nie chcę zachwalać w tym poście moich własnych produktów – nie taki był jego cel.

Chciałam w końcu odpowiedzieć na Wasze pytania o wszystkie te gadżety. 🙂 No i koniecznie napiszcie mi w komentarzu, jak u Was powyższe gadżety się sprawdziły.

What’s your Reaction?
+1
8
+1
0
+1
2
+1
0
+1
0
+1
1
+1
1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *