Historia pewnego badania USG

„Spojrzała się na mnie zniedowierzaniem, zlustrowała najpierw moje buty potem dresy a na koniec bluzę, na której właśnie zauważyłam wielką plamę na środku mojego ciążowego brzucha. Dodatkowo byłam bez makijażu i w kucyku – wyglądałam pewnie na 18-latkę po wpadce.”

Opowiem wam dziś o pewnym badaniu USG – które zapamiętam napewno do końca życia.
Czasami staram sie doliczyć, ile badań USG ciąży w życiu zrobiłam – nie daje rady oszacować dokładnie ale będzie to liczba gdzieś miedzy 15 a 20 tysięcy. Żadne badanie nie zapadło mi tak w pamietać jak to. Do dziś Kuba czasami się ze mnie śmieje, jak zakładam te moje brzydkie, ale wygodne Emu.
„Nicola – a pamiętasz jak robiłaś USG pacjentce w tych butach?”
Była druga połowa października 2015 r. – byłam w 37. tygodniu ciąży – od tygodnia nie pracowałam i brzuch mi już porządnie wyskoczył. Kuba miał tego dnia tylko dwóch pacjentów zapisanych w Boramedzie na Gocławiu, był to bodajże piątek.
„Wiesz co to ja pojadę z tobą, poczekam te 40 minut w poczekalni i potem pojedziemy razem do Promenady” – powiedziałam do męża. Plan wydwał mi się idealny, co miałam sama w domu siedzieć.
Jak to ciężarna w zaawansowanej ciąży założyłam najwygodniejsze ciuchy jakie miałam. Czyli szare dresy z niskim krokiem, wyciągnięta bluzę po mamie, puchową kurtkę i te już zdecydowanie niezbyt czyste buty.
Siedziałam w poczekalni przychodni, coś tam porozmawiałam z Paniami z rejestracji – w końcu wszystkie je znałam – jeszcze kilka tygodni temu pracowałam tu co środę od kilku lat.
Odliczałam minuty kiedy Kuba skończy, był u niego już w gabinecie drugi (ostatni) pacjent, gdy nagle wpadła do przychodni zdenerwowana kobieta z mężem i dzieckiem takim na oko 2-3 letnim.
– „Potrzebuje zrobić USG u ginekologa pilnie.”
– „No niestety nie ma już dziś dostępnych terminów, zapraszamy jutro”
– „Ja nie wytrzymam do jutra” powiedziała kobieta do partnera.

Zrobiło mi się jej szkoda. Bokiem sturlałam się niemalże z krzesła w poczekalni i podeszłam do nich: „Jeżeli to takie pilne to ja Pani to USG zrobię”.

Spojrzała się na mnie zniedowierzaniem, zlustrowała najpierw moje buty potem dresy a na koniec bluzę, na której właśnie zauważyłam wielką plamę na środku mojego ciążowego brzucha. Dodatkowo byłam bez makijażu i w kucyku – wyglądałam pewnie na 18-latkę po wpadce.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię i w tym momencie chciałam się zapaść pod ziemię… co było dalej?!
Żałując tej impulsywnej chęci pomocy to ja spojrzałam się na moją niedoszłą pacjentkę – miała niebieskie pasemka we włosach, kolczyk w nosie – stereotypowo myśląc powinna mieć więcej luzu. Ale z drugiej strony chyba nawet największa hipiska chciałaby mieć kompetentnego lekarza – tym bardziej od ciąży! Co ja sobie myślałam, że się wtedy wyrwałam z tą propozycją. W tym momencie na ratunek wyskoczyła pani Ewa za rejestracji.
– „To nie jest żadna wariatka. To nasza pani doktor. Która… (chwila zastanowienia), która dziś po prostu nie jest w pracy.”
Na to mąż (partner) pacjentki – powiedział
– „Dobra Anka, nie rób akcji, chce dziewczyna pomóc, róbmy to USG bo mnie wykończysz”.
Zarówno ja jak i pani pacjentka miałyśmy nietęgie miny. No ale nie było odwrotu – przynajmniej ja nie mogłam się już wycofać, jedyna nadzieja była teraz, że ona stwierdzi, że może poczekać do jutra. Ale o dziwo spojrzała się jeszcze raz na mnie z politowaniem i powiedziała – szybkie ale niezbyt pewne ”Ok”.
Poszłyśmy we czwórkę do gabinetu, pani pacjentka, pan partner ich dziecko i ja – w moich brudnych ciuchach i znoszonych butach. Wszystko było powyłączane – no nie teraz będę czekać 10 minut aż odpali mi się sprzęt. Zaczęłam ich zagadywać – a w sumie to zbierać wywiad.

Pani zrobiła test ciążowy i był dodatni czego się zupełnie nie spodziewała a ostatniej miesiaczki nie była pewna.

Po 15 minutach, bo na domiar złego musiałem resetować hasła, bo mi wygasły – kazałam się pani rozebrać i położyć na leżance. Widziałam, że miała coraz bardziej mieszane uczucia. ale jak powiedziałam tak zrobiła.

Boże, Boziu, babciu Wando – prosze niech bedzie tętno! Jak będę musiała tłumaczyć, że go nie ma to naprawdę tu umrę albo zacznę rodzić.

Zgasiłam światło i po raz pierwszy tego dnia poczułam sie profesjonalnie (może dlatego, że pacjentka niezbyt dokładnie mnie widziała?).
– „Gratulacje jest to ciąża 6 tygodni i 3 dni, bije serduszko 150 na minutę”.
Wszystkim nam spadło ciśnienie, łącznie z Rogerkiem w brzuszku.
Opis badania wydawałam tylko z podpisem bez pieczątki – bo nie mam nawyku nosić pieczątki w dresie ?
Czasami się zastanawiam czy ta Pani trafiła na mój instagram lub Facebook – lub chociaż przejrzała opinie o mnie na znanym lekarzu po wizycie – czy dalej ma mnie za 18-latkę po wpadce co przypadkowo sobie dorabia robiąc USG?
Chyba nie ma zbyt wiele kobiet z niebieskimi włosami w Warszawie – może ją znacie?
Ps. Nie jestem pewna czy pani pacjentka miała na imię Anka i czy to była na pewno p. Ewa z rejestracji.
Pps. Jestes tu moja niebiesko-włosa pacjentko ❓?☺️❤️

What’s your Reaction?
+1
2
+1
1
+1
2
+1
6
+1
1
+1
2
+1
1

Tagi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *